poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Joanna i dzika Afryka

- Jak to się nieraz dziwnie układają losy - myślała Joanna siedząc wtulona w ramiona męża Henryka na posłaniu z koców w prymitywnym szałasie murzyńskiej wioski gdzieś w sercu afrykańskiego buszu. Było ciemno. Zupełnie ciemno. Nie widziała nic prócz lekkiego poblasku od ogniska, który dostawał się do wnętrza szałasu przez szpary w ścianach. Pomimo lekkiego ubioru nie było jej zimno. Otaczała ją ciepła afrykańska noc. Poza tym Henryk też grzał ją dotykiem swojego ciała. Ciszę nocy zakłócało jedynie lekkie pochrapywanie ich towarzyszy, śpiących tuż obok razem z nimi w szałasie, sporadyczne trzaski palonych w ognisku gałęzi i dalekie pohukiwania jakiegoś ptactwa.

Joanna nie była śpiąca. Rozmyślała o wydarzeniach z minionego tygodnia. To miał być urlop ich życia. Od dawna marzyli z Henrykiem o wyjeździe do Afryki. Safari, słonie, nosorożce, żyrafy... Wszystko to w naturze... W dzikiej, nieokiełznanej naturze. Wykupili dwutygodniową wycieczkę do Kenii. Jeszcze w sobotę byli w swoim domu w Polsce. Samolotem z Warszawy lecieli kilka godzin. Potem była przesiadka na autobus, który dowiózł ich do hoteliku. Nie był to jeden z tych luksusowych hoteli zbudowanych specjalnie na potrzeby Europejczyków i Amerykanów. Niewielki, lecz schludny, czysty i co najważniejsze uroczo położony na wzgórzu w pobliżu dużego rozlewiska rzecznego. Wieczorami, po kolacji siedząc na tarasie z drinkiem w dłoni mogli obserwować stada dzikich zwierząt przychodzących do wodopoju. Miejsce to miało swój niepowtarzalny klimat, który na długo na pewno zapadnie jej w pamięci. Nawet nie przypuszczała, że wrażenia te będą niczym w porównaniu z wydarzeniami, których wkrótce miała doświadczyć.

Przez kilka dni zwiedzali najbliższą okolicę. Cała ich trzydziestoosobowa grupa cieszyła się samym faktem, że są tu, w Afryce. Dopiero w piątym dniu pobytu postanowili wybrać się gdzieś dalej na wycieczkę. Z powodu trudności z wynajęciem autokaru musieli zadowolić się czterema terenowymi Land-Roverami jakie ich przewodnikowi udało się zdobyć. Niestety wszyscy się do nich nie mieścili. Podzielili się więc na dwie grupy. Jedna wybrała się na wycieczkę w czwartek, druga zgodziła się poczekać do piątku. Joanna z Henrykiem byli w tej drugiej, piątkowej grupie. Słuchając w czwartkowy wieczór opowiadań uczestników pierwszej grupy, nie mogli się już doczekać wyjazdu. Wczesnym rankiem zapakowali się do samochodów. Joanna i Henryk jechali w pierwszym samochodzie z Januszem, Robertem i Markiem. Zdążyli się już z nimi dość dobrze poznać i polubili ich. Odpowiadał im ich swobodny sposób bycia i poczucie humoru, które nie opuszczało ich ani na chwilę.

Joanna miała jeszcze jeden powód, aby czuć się dobrze w ich towarzystwie. Była przez nich nieznacznie adorowana. Jednak te ich pochlebstwa i słowa wypowiadane pod jej adresem mile łechtały jej próżność. Stanowiły dla niej potwierdzenie tego, że jest atrakcyjna i podoba się mężczyznom. I była rzeczywiście atrakcyjna. Była jedną z ładniejszych kobiet w grupie. Mężczyźni często oglądali się za nią. Obserwowali ją, lubili przebywać w jej towarzystwie. Z racji tego iż była mężatką wszystko oczywiście w granicach dobrego smaku. Dopóki wszystko działo się na dystans, jej mąż, Henryk również był zadowolony z tak atrakcyjnej żony.

Celem wycieczki był wodospad uroczo położony w środku buszu. Wysoki na około trzydzieści metrów, obrośnięty dookoła bujną roślinnością, spadał do niewielkiego jeziorka, jakie wytworzyło się u jego stóp. Europejskie mieszczuchy były zachwycone. Poszły w ruch aparaty fotograficzne i kamery. Gdy już obfotografowali to co było godnego utrwalenia, postanowili się wykąpać, gdyż południowy upał zaczął dawać im się we znaki. Joanna zadowolona z tego, że przezornie już w hotelu włożyła strój kąpielowy, zdjęła teraz przy samochodzie szybko koszulę, buty i spodenki, po czym pobiegła w stronę jeziorka. Męska część grupy odprowadzała ją wzrokiem. W żółtym bikini wyglądała zachwycająco, a obfite krągłości kołysały się przy każdym jej kroku. Weszła do wody i podpłynęła pod wodospad. Niebawem dołączył do niej Henryk, a potem i reszta wycieczki z Robertem, Januszem i Markiem. Chłodniejsza od powietrza woda dawała im orzeźwienie, a spadający z góry wodospad stanowił nie lada atrakcję. Pływali, nurkowali i taplali się w wodzie jak dzieci przez dobrą godzinę. W końcu zorientowali się, że robi się późno. Wyszli więc z wody. Wyjąwszy z samochodów kanapki i napoje urządzili sobie na trawie mały piknik. Jedli wymieniając pełne zachwytu i podziwu uwagi o nowo poznanym wodospadzie i jego uroczym otoczeniu. Joanna czuła na sobie spojrzenia mężczyzn. Żadna inna kobieta z grupy nie przykuwała tak ich uwagi. Podziwiali jej zgrabną figurę. Badali wzrokiem jej pełne piersi usiłujące się wydostać spod delikatnego, żółtego stanika. Mierzyli jej majtki opinające ciasno lekko zaokrąglony brzuszek, by zsunąć wzrok po delikatnym wzgórku łonowym i zniknąć trójkącikiem między jej zgrabnymi udami. Z tyłu majtki wpinały się w jej zgrabne pośladki odsłaniając większą ich część. Joanna zadowolona, siedząc na kocu od czasu do czasu zmieniała pozycję, obserwując reakcję gapiących się na nią mężczyzn.

Podczas posiłku mężczyznom kąpielówki, a kobietom stroje do kąpieli wyschły zupełnie. Ubrali się więc w swoje ubrania, wsiedli do samochodów i ruszyli w powrotną drogę. Po przejechaniu kilku kilometrów dojechali do niewielkiego rozwidlenia. Ich droga powrotna prowadziła w lewo. Janusz stwierdził jednak, że ta w prawo to skrót, dzięki któremu prędzej dojadą do hotelu. Inni woleli jednak jechać dłuższą, ale znaną, sprawdzoną drogą, którą tu przybyli. Po krótkiej naradzie Janusz z Robertem, Markiem, Joanną i Henrykiem jadąc w jednym samochodzie pojechali skrótem. Inni woleli nie ryzykować i trzy pozostałe samochody pojechały w lewo. Okolica nowej trasy była prześliczna i Joanna, a także towarzyszący jej mężczyźni nie żałowali, że wybrali nową trasę. Po przejechaniu jednak około dziesięciu kilometrów dojechali do stromego podjazdu. Chwilę się wahali czy dadzą radę podjechać. Doszli jednak do wniosku, że Land-Rover powinien sobie w końcu poradzić z każdą drogą. Janusz siedzący za kierownicą ruszył ostro. Dojechał bez problemu na szczyt wzniesienia. Dopiero tam zauważyli niewidoczne z dołu pnie drzew leżące w poprzek, zwalone na drogę. Był zbyt rozpędzony, by wyhamować. Wpadł więc z impetem na rumowisko. Samochód podskoczył i wpadł na pnie. Tworzyły coś w rodzaju stożka, na którym auto zawisło na podwoziu. Tylne koła co prawda stały na innych pniach, ale przednie były w powietrzu. Pewny siebie Janusz ufając napędowi na cztery koła dodał jeszcze gazu. I wtedy samochód zaczął ześlizgiwać się po skośnie leżących pniach ku prawemu skrajowi drogi. Nie pomogło dodawanie jeszcze gazu ani kontrowanie kierownicą. Przednie koła nadal były w powietrzu. Po ułamku sekundy wpadli bokiem na zieloną ścianę roślin. Przebili ją wybijając jedną boczną szybę i samochód zanurzył się w plątaninie gęstych roślin i pnączy. Janusz przestał dodawać gazu. Ślizgali się tak jakieś trzy metry pozostawiając za sobą wyrąbany w gęstwinie tunel, po czym stanęli. Silnik zgasł. Ochłonąwszy nieco Janusz zapalił silnik i próbował ruszyć. Nie mogło być o tym jednak nawet mowy. Koła nadal nie miały pewnego oparcia, a ponad to gęsta plątanina roślin otaczała ich z trzech stron unieruchamiając samochód na dobre. Tylko po lewej stronie, gdzie był wyrąbany tunel dało się otworzyć drzwi. Wyszli na zewnątrz i zaczęli oceniać sytuację. Dyskutowali, próbowali na różne sposoby wyciągnąć samochód z pułapki. Na próżno. Szybko zapadał zmierzch. Postanowili przenocować w samochodzie i próbować sił ponownie rano.

Nocowali tak jak jechali. Janusz na siedzeniu za kierownicą, Marek obok niego, Joanna z tyłu, pośrodku między Henrykiem i Robertem. Nikły poblask gwiazd i księżyca nie przebijał się przez gęstą zieleń. Tak więc siedząc nie widzieli nawet czubka własnego nosa. Zmęczeni, szybko usnęli. Joanna przebudziła się w środku nocy. W półśnie, siedząc na tylnym siedzeniu samochodu wsłuchiwała się w pochrapywania mężczyzn. Zastanawiała się co ją obudziło. Naraz poczuła, że czyjaś dłoń spoczywa na jej lewym barku. Henryk siedział po jej prawej stronie. Poza tym Henryk po prostu objął by ją i przytulił. To był dotyk mężczyzny, który świadomy tego, że dotyka cudzą żonę, robił to delikatnie, tak aby jej nie zbudzić. Więc to mógł być tylko Robert. Ci na przednich siedzeniach nie dosięgli by jej. Dłoń po chwili wyczekiwania przesunęła się w kierunku szyi i zaczęła zsuwać niżej. Zeszła na jej dekolt. Zatrzymała się jakby delektując się jej nagą skórą w tym miejscu. Joannę sparaliżował strach. Bała się poruszyć. Zupełnie irracjonalnie bała się, że się Henryk obudzi, że będzie na nią wściekły. Siedziała więc cichutko jak myszka, tłumiąc nawet swój oddech, który wydawał się jej zbyt głośny. Była przekonana, że dłoń wsunie się teraz pod jej bluzkę i będzie próbowała dotknąć jej nagiego biustu. Stało się jednak inaczej. Dłoń zsunęła się na bluzkę i chwyciła jej biust przez cienki materiał. Joanna czuła narastające podniecenie. Podniecała ją ta cała atmosfera. To, że była tu w nocy, w skąpym ubraniu, w towarzystwie trzech obcych mężczyzn. I to, że właśnie któryś z nich ją obłapuje. Bała się, że zdradzi swoje podniecenie zbyt głośnym oddechem, albo sutkiem, który zaczął niebezpiecznie dla niej twardnieć pod dotykiem tamtego. Bała się, że tamten to zauważy i że to go ośmieli do dalszego działania. Ale tamten, zanim jej sutek na dobre zesztywniał, zsunął dłoń na jej brzuch, potem dalej na podbrzusze. Joanna była już lekko wilgotna. Dłoń zsuwała się powoli lecz nieubłaganie w dół. Wsunęła się między jej zwarte uda w kroczu. W chwili dotyku jej wzgórka łonowego przez spodenki przebiegł jej ciało przyjemny dreszcz. Wzdrygnęła się. Tamten to musiał poczuć. Przesunął dłoń na jej nagie udo, sunąc po nim do kolana. Tu zatrzymał się, zawrócił i zbliżał teraz niebezpiecznie po jej wewnętrznej części uda do spodenek. Joanna próbowała mocniej zewrzeć uda, ale na próżno. Dłoń nieubłaganie dotarła do skraju jej nogawki. Po krótkiej chwili wahania wsunęła się powoli pod nogawkę. I dalej, i głębiej. Dotarła do pachwiny jej uda. Znów chwila wahania i wdarła się pod materiał jej majtek. Pokonując kędziorki jej zarostu łonowego musnęła wilgotną muszelkę kobiety. Ta zadrżała ponownie. Kolejna fala rozkoszy. Dłoń ośmielona tym przesunęła się jeszcze raz i jeszcze wzdłuż jej szparki, przedłużając Joannie tę rozkosz. Teraz dłoń zadecydowała widocznie, że czas na kolejny krok, bo zatrzymała się w połowie jej szparki i gmerając przez chwilę w jej wilgotnych fałdach spowodowała, że ciało kobiety zaczęło się prężyć. Po czym palec środkowy jednym ruchem wślizgnął się do jej gorącego wnętrza. Przeciągłe, pełne rozkoszy westchnienie kobiety rozdarło nocną ciszę w samochodzie. To musiało wystraszyć intruza, bo cofnął rękę szybkim ruchem. Joanna siedziała jeszcze chwilę z mieszanymi uczuciami, oczekując kolejnych akcji, ale nic się nie wydarzyło. W końcu zmęczona, usnęła.

Rano, po przebudzeniu, nie była pewna czy to co czuła w nocy działo się naprawdę, czy tylko jej się przyśniło. Obserwowała jakiś czas podejrzliwie Roberta, ale ten nie dał po sobie poznać, że coś zaszło w nocy między nimi. Po zjedzeniu resztek pozostałych kanapek, próbowali jeszcze raz uruchomić samochód. Na próżno. Kiedy tak siedzieli, debatując, czy czekać na pomoc przy aucie, czy ruszyć dalej pieszo, zauważyli jakiś ruch w okolicznych zaroślach. Nieznaczny z przodu, później z tyłu i w końcu po bokach. Nie zdążyli nawet zastanowić się, co to jest, gdy nagle jak spod ziemi wyrosło wokół nich z piętnastu, może dwudziestu tubylców. Półnadzy, z przepaskami na biodrach zasłaniającymi ich genitalia, z różnymi ozdobami wiszącymi na szyi i rękach. Otoczyli ich, groźnie potrząsając trzymanymi w rękach włóczniami. Joanna i towarzyszący jej mężczyźni nie mieli żadnej broni. Poza tym zaskoczenie i przeważająca ilość napastników uniemożliwiła jakąkolwiek obronę. Po krótkiej lecz burzliwej naradzie wśród tubylców, nakazali im gestami i poszturchiwaniem włóczniami, aby poszli z nimi. Uformował się orszak z dowódcą na czele (można go było poznać po znaczniejszych ozdobach, poza tym rozkazywał innym), więźniami idącymi za nim, i pozostałymi tubylcami po bokach i na końcu pochodu. Po przyjściu do wioski, tubylcy zamknęli ich w szałasie, w którym teraz oto siedzieli. Konstrukcję, służącą za drzwi wejściowe zawiązali od zewnątrz lianami. Nie było możliwości ucieczki. Poza tym wokół szałasu stały straże, gotowe użyć w każdej chwili swoich dzid i wybić im z głowy wszelkie pomysły o ucieczce. O zmierzchu nakarmiono ich jakimiś owocami i czymś w rodzaju pieczonych na ognisku placków. Do picia dostali wodę. Nadeszła noc i tak oto Joanna siedziała teraz, rozmyślając o nadchodzącym dniu.

Rano znowu nakarmiono ich podobnie jak wczoraj wieczorem. Potem siedzieli dalej bezsensownie pod strażą, obserwując krzątających się we wiosce tubylców. Zastanawiali się, czy ich współwycieczkowicze, którzy na pewno już ich poszukują, dotrą tu, do tej wioski. Czy ich tu odnajdą. Obserwując konstrukcję szałasu, który stanowił ich więzienie, próbowali obmyślić plan ucieczki. Zauważyli jednak, że szałas ów jest zbudowany solidniej, niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Bez toporka, czy siekiery, o gołych rękach praktycznie nie byli w stanie się z niego wydostać. Tak więc siedząc bezczynnie na zaimprowizowanych posłaniach z jakichś koców spędzili cały dzień. Joanna wtulona w męża szukała w nim podpory, przynajmniej psychicznej. Dla pozostałych mężczyzn jedyną, ale nie byle jaką rozrywką było obserwowanie Joanny. W tych swoich krótkich spodenkach wyglądała naprawdę seksownie. Odsłonięte, długie, zgrabne nogi układała z gracją i wdziękiem. Dopiero teraz zauważyli, że jej koszula jest trochę za obcisła jak na jej piersi. Opinała je nieco zbyt mocno, wiernie oddając ich kształt.

Przed wieczorem nakarmiono ich po raz kolejny. Zaczęło się ściemniać, więc po zjedzonym posiłku ułożyli się do snu. Po jakichś dziesięciu minutach Henryk, u boku którego leżała Joanna poczuł niewypowiedzianą chęć przytulenia żony. Objął ją więc ramieniem i przyciągnął do siebie. To mu jednak nie wystarczyło. Musiał ją czuć mocniej. Musiał czuć na swoim ciele bliskość jej ciała. Przytulił ją mocno do siebie z zadowoleniem odczuwając dotyk jej pełnych piersi rozpłaszczających się o jego bok. Joanna natomiast wsunęła dłoń pod jego koszulę i zaczęła pieścić nagi tors męża. Zapadał już zmrok więc mogli sobie pozwolić na tę odrobinę czułości. Było to jednak nieco dziwne.
- Hej, przestańcie się gzić, bo nie wytrzymam - odezwał się Janusz.
- Mnie też rajcuje wasz widok - dodał Robert.
- A mnie już stoi - Marek zawsze był bezpośredni.
Dopiero teraz Henryk połączył to wszystko w jedną całość.
- Musieli nafaszerować nas jakimś afrodyzjakiem - oznajmił - cholera, co oni knują?
- Widocznie lubią oglądać porno na żywo.
- Nasza orgia z udziałem Joasi byłaby dla nich niezłym widowiskiem - mężczyźnie byli najwyraźniej coraz bardziej podjarani.
Joanna stanęła nagle przed perspektywą wzięcia udziału w zbiorowym seksie z udziałem męża i tamtych trzech. Była przecież jedyną kobietą jaką mieli w swoim zasięgu. Pomimo rosnącego u niej również podniecenia wystraszyła się. Wtuliła się mocniej w męża.
- Heniu, proszę - szepnęła błagalnie.
- Tylko spróbujcie ją tknąć, a zabiję gołymi rękoma - ryknął groźnie Henryk w kierunku skąd zbliżały się trzy ciemne kontury postaci Janusza, Marka i Roberta - ulżyjcie sobie sami ręką i po kłopocie.
Poskutkowało. Mężczyźni położyli się z powrotem na swoich kocach. Zapadła cisza. Przerywana jedynie lekkim posapywaniem mężczyzn.
- Masturbują się - pomyślał Henryk tuląc coraz gorętsze ciało swojej żony.
- Masturbują się - pomyślała Joanna pieszcząc nagi już, umięśniony tors Henryka.
Była mu niezwykle wdzięczna za tę obronę. Ze zgrozą myślała, co by było, gdyby Henryk był mięczakiem i nie potrafił jej teraz obronić. Nic tamtych by nie powstrzymało. W dodatku nie miałaby dokąd uciec. Byli przecież razem zamknięci. Dopadliby ją w dwóch krokach. Trzy pary silnych rąk zdarłoby z niej ubranie. A potem nagą zaczęliby dotykać, pieścić piersi i szparkę, by wreszcie dobrać się do jej gorącej cipki. Prawdopodobnie rozpaleni afrodyzjakiem nie traciliby czasu na ustalanie kto pierwszy. Silniejszy z nich pierwszy zacząłby ją posuwać. Jak by skończył, dobrałby się do niej drugi, potem trzeci. A może nie? Może wszyscy razem, naraz? Widziała raz na filmie pornograficznym. Miała przecież cipkę i odbyt. Jeszcze usta. Prawdopodobnie aby sobie ulżyć wystarczyłoby im to że posuwają ją w któryś z tych dziurek. Mniejsza o to w którą. Ważne aby ją zerżnąć. Aby się spuścić. Aby sobie ulżyć.

Joanna zauważyła z przerażeniem, że taka perspektywa seksu podniecała ją na równi z afrodyzjakiem. Było już zupełnie ciemno. Tamci trzej uspokoili się już. Widocznie już sobie ulżyli. Zalegała cisza od ich strony. Pewnie zasnęli. Tylko Henryk buszował dłońmi po jej ciele. Rozpiął już jej bluzkę i pieścił jej piersi przez koronkowy stanik. Jednak i tego mu było za mało. Rozpiął więc z przodu zapięcie stanika wyswobadzając dorodne piersi i pieszcząc ich sterczące sutki. Joanna westchnęła.
- Kochanie, muszę cię mieć. Teraz. Natychmiast. - szepnął jej do ucha.
Jak on sobie to wyobrażał. Pieprzyć się z nią tu? Teraz? W ich obecności? Przecież dopiero co zażegnał niebezpieczeństwo. Po co znów ich podjudzać. Jednak jej podniecenie też rosło. Nagle, chcąc dotknąć jego krocza natrafiła dłonią na twardego, wyprężonego, gorącego i nagiego penisa. A więc już wyjął go ze spodni. Musiał być naprawdę nagrzany.
- Może się uda - pomyślała siadając na nim okrakiem. Próbował wprowadzić penisa w jej nogawkę spodenek i tą drogą dotrzeć do jej szparki. Na próżno. Nie dało się. Położył ją więc na boku, tyłem do siebie i w tej pozycji próbował znowu dosięgnąć jej muszelki. Niestety. Nogawki jej spodenek okazały się zbyt wąskie i obcisłe jak na taką ekwilibrystykę.
- Musisz zdjąć spodenki - szepnął jej do ucha.
- Wykluczone, zwariowałeś? - oburzyła się - Nie zrobię tego przy nich.
- Już śpią. To jedyny sposób. A ja musze cię mieć. Muszę. Nie wytrzymam - to mówiąc rozpiął jej spodenki, wsunął dłoń bezpośrednio w jej majtki i zaczął pieścić jej wilgotną już od dawna muszelkę.
Joanna znowu jęknęła.

Janusz słysząc to wszystko bardzo wyraźnie wydobył swojego nabrzmiałego znowu penisa ze spodni i zaczął się ponownie onanizować. Usiadł na swoim posłaniu, próbując dostrzec jakieś szczegóły na posłaniu małżonków. Widział tylko ciemny niewyraźni kształt dwóch splecionych ciał. Spojrzał w bok, na posłania towarzyszy. Oboje w milczeniu siedzieli tak jak on na kocach, obserwując rozgrywającą się scenę.

Joanna rozejrzała się wokół, ale nie dostrzegła nic podejrzanego.
- Dobrze. Poczekaj chwilkę - szepnęła do męża, który wyswobodził ją ze swych objęć. Usiadła i zwinnym ruchem zdjęła spodenki. Nie miała jednak odwagi by zdjąć majtki. Z resztą nie było to potrzebne. Nieraz już Henryk brał ją w bieliźnie odsuwając cienkie majtki na bok. Nie wiedziała, że siedząc wystawiła się na słaby poblask padający od ogniska. To wystarczyło obserwującym ją mężczyznom, aby ujrzeć jej dorodne piersi między fałdami rozpiętej koszuli. Potem wstała i usiadła okrakiem na biodra męża wypinając swój śliczny tyłeczek ubrany w delikatną koronkę i znów oświetlony delikatnym poblaskiem. Zanim zniknęła w ciemności posłania zobaczyli jeszcze jak nieznacznym ruchem odsuwa paseczek majtek oddając swą muszelkę mężowi w całości. Dalej słyszeli już tylko ich przyśpieszone oddech, cmokania i jęki.

Henryk najpierw ocierał nabrzmiałego penisa o jej słodkie fałdy, po czym delikatnie, powoli wsunął się w rozpalone wnętrze żony. A właściwie to ona siedząc na nim w pozycji na jeźdźca, nadziała się na jego sterczącą lancę. Henrykowi, gdy poczuł jak gorąca cipka żony obejmuje jego lancę, wystarczyło kilka ruchów bioder by wytrysnął do jej wnętrza gorącą miłosną cieczą. Joanna czując żar rozlewający się w swoim wnętrzu poruszała biodrami, pojękując co chwilę.
- Boże, jak ta suka się pieprzy - pomyślał rozpalony Janusz, a wraz z nim i pozostali mężczyźni. Aby lepiej widzieć, powoli zbliżył się z wyprężonym penisem do rozszalałej w zbliżającej się ekstazie kobiety. Joanna, czując nadchodzący orgazm chciała przeżyć go maksymalnie połączona z ukochanym mężem. Położyła się więc na jego nagim torsie dotykając rozpalonymi piersiami jego torsu. Nieświadomie przez to wypięła zachęcająco swój tyłeczek. Janusz, stojący teraz z tyłu dłużej już nie mógł się powstrzymać. Uklęknął za nią, w szerokim rozkroku, aby nie zawadzić o nogi Henryka i zbliżył swojego penisa do tyłeczka kobiety. Wsunął delikatnie jego główkę między jej pośladki i zaczął nim ocierać. Joanna poczuwszy innego penisa na swoim ciele krzyknęła.
- Heniu, pomóż - jęknęła do męża.
Ten, gdy zrozumiał o co chodzi jednym ruchem zsunął żonę z siebie na bok i rzucił się na Janusza. Zakotłowało się. Nagle otworzyły się drzwi i wbiegli strażnicy z pochodniami (jak oni tak szybko je zapalili?). Zrobiło się na tyle widno, że można było dostrzec wszystkie szczegóły w szałasie. Walczących ze sobą n podłodze Henryka i Janusza, stojących tuż za nimi Roberta i Marka z wyprężonymi w spodniach kutasami i przerażoną, półnagą Joannę. Siedzącą na posłaniu, z uroczo rozpiętą bluzką spod której fałdów wydobywały się dwie jędrne, dorodne półkule ze sterczącymi sutkami i ciemnymi obwódkami i rozłożonymi nieprzyzwoicie szeroko nogami między którymi czernił się jej zarost łonowy wyeksponowany przez ułożone w nieładzie majtki.

Strażnicy uznali, iż powodem zamieszania jest Henryk, gdyż to on rzucił się na Janusza. Rozdzielili więc walczących, po czym chwycili we dwóch Henryka za ramiona i wyprowadzili z szałasu. Podprowadzili go do stojącego obok słupa i przywiązali. Pozostali strażnicy zamknęli z powrotem drzwi i zaryglowali. Henryk wyrywał się jak tylko mógł, próbując prośbą i groźbą się wyswobodzić. Na próżno. Tamci byli silniejsi. Poza tym nic nie rozumieli z tego co do nich mówił. Henryk doskonale wiedział, co oznacza pozostawić Joannę sam na sam teraz z tymi napalonymi facetami. Ją samą nie zdążył z resztą doprowadzić do orgazmu. Uwielbiał jej orgazm. Uwielbiał być wtedy w jej wnętrzu, czuć jej spazmy rozkoszy, wtulić się w nią i czuć drganie jej napiętego ciała każdym centymetrem swojej skóry. Nic z tego. Teraz to nie jemu dane będzie przeżyć z tą cudowną kobietą chwile miłosnego uniesienia.

Joanna wstała i podbiegła do drzwi patrząc za Henrykiem. Chciała krzyczeć, błagać, prosić tubylców, aby pozwolili mu wrócić, ale wiedziała, że i tak jej nie zrozumieją. Stała tak w negliżu, mając na sobie majtki i rozpiętą koszulę w kręgu blasku padającego od ogniska. Tu, przy wejściu czuła się w miarę bezpiecznie. Bała się wrócić na posłanie, w mrok szałasu, gdzie czekali na nią trzej podjarani mężczyźni. Długo jednak nie trwało, kiedy poczuła ich dłonie na sobie. Krzyknęła wystraszona. Henryk od razu domyślił się co się dzieje.
- Zabiję! Słyszycie?! Zabiję każdego, kto ją dotknie! Nie ważcie się!
Teraz jednak nic nie mogło ich powstrzymać.

Poczuła ich dłonie na swoich ramionach, plecach, pośladkach. Podciągnęli wiszącą luźno krawędź jej koszuli i dotykali jej pośladki w delikatnej koronce. Inne dłonie powędrowały na jej przód. Rozchyliły koszulę i wyeksponowały jej piersi. Nagie, pełne, cudowne, ze sterczącymi sutkami. Zaczęły je pieścić. Joanna westchnęłaby ale ktoś odchylił jej głowę trzymając z tyłu za włosy i pocałował namiętnie w usta. Zsunęli z niej całkowicie koszulę i rozpięty stanik. W samych tylko majtkach poprowadzili kobietę na posłanie. Ułożyli na nim. Przez cały czas dotykali ją, pieścili, ocierali się o nią. Zauważyła, że są chyba już całkowicie nadzy. Nie miała wątpliwości co za chwilę się stanie. Położyli ją na plecach. Trzy pary głodnych dłoni buszowało po jej ciele pieszcząc każdy zakamarek. Jedynie do jej muszelki nie mieli swobodnego dostępu pieszcząc ją przez zupełnie wilgotne już w tym miejscu majtki. Ale i to miało się niebawem zmienić. Zerwali te majtki jednym ruchem. Teraz już do wcześniejszych pieszczot doszło dotykanie jej delikatnych fałdów. Pocieranie ich. Po jakimś czasie zwinne palce zaczęły penetrować jej wnętrze. Z początku jakby nieśmiało, delikatnie, coraz śmielej, aż w końcu prawie rżnęli ją samymi palcami rozcierając jej wilgoć dookoła sromu. Joanna, jak tylko pozwalały jej na to przerwy między ich gorącymi pocałunkami w usta, dyszała, łapczywie wdychając powietrze. Nic nie mówiła. Nie była w stanie. Jej całe ciało falowało, napięte mięśnie zwiastowały zbliżające się szczytowanie. Domyśliwszy się tego, jeden z napastników rozsunął energicznie i szeroko jej nogi i usadowił się między nimi. Zadrżała, gdy poczuła na swojej muszelce dotyk jego twardego, gorącego penisa. Ocierał się o jej wilgotne fałdy. Drażnił ją, przygotowywał na swoje wejście. Joanna w ciemności nie wiedziała, który mężczyzna będzie tym pierwszym, który ją posiądzie. Bała się jego penetracji. Nigdy nie miała jeszcze stosunku z obcym mężczyzną. Henryk był tym jedynym. Z drugiej jednak strony jej podniecenie tłumiło ten lęk. Nigdy jeszcze nie pragnęła męskiej penetracji tak jak w tym momencie. Jej rozpalona cipka...

Stało się. Wszedł w nią. Wtargnął do jej wnętrza. Wsuwał się centymetr po centymetrze do jej gorącej, wilgotnej, delikatnej szparki. Wszedł do samego końca delektując się rozkoszą jaką mu sprawiał kontakt z jej ciałem. Ich rozpalone oddechy zmieszały się. Zaczął ją posuwać. Pochylił się nad nią i pocałował ją w usta. Właściwie przywarł do nich. Wsunął w nie swój język. Penetrował ją teraz podwójnie, posuwał penisem jej cipkę i językiem jej usta. Oboje łapali łapczywie powietrze. Wili się na posłaniu. Pozostali dwaj, klęcząc po bokach pieścili jej nabrzmiałe piersi.

Henryk jedyne co mógł zrobić, to wsłuchiwać się w odgłosy dochodzące z szałasu. Bezsilna wściekłość wprost go rozsadzała.

Mężczyzna czując zbliżający się wytrysk przyspieszył ruchy bioder. Jeszcze mocniej przyssał się do jej gorących ust i... wytrysnął. Wystrzelił cały swój gorący ładunek do jej wnętrza. Poczuła, jak wypełnia ją gorącą, lepką mazią. Poczuła, jak wtłoczył gorące powietrze swojego oddechu w jej usta, gardło, płuca. Jej podniecenie nadal rosło. On tymczasem w potężnych spazmach rozkoszy posuwał ją z całej siły. Prawie leżał na niej. Ręce miał wsunięte pod jej łopatki, trzymał ją za barki. Będąc w tak silnych kleszczach rozpalonego samca czuła się bardzo malutka, i słaba. Leżała tak pod nim w perwersyjnej pozie całkowitego oddania z rozłożonymi szeroko udami, pozwalając na maksymalnie głęboką penetrację. Nieświadomie unosiła biodra oddając mu się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Czerpała satysfakcję z tego, że wyzwalała w tym mężczyźnie tak dzikie pożądanie. Był to dla niej jako dla samicy najlepszy dowód tego, że jest atrakcyjna. Tymczasem jej samiec powoli wytracał siły, nie doprowadziwszy jej do szczytowania. Powoli, powoli. Jeszcze kilka ruchów. I padł na nią zaspokojony. Po chwili usunął się robiąc miejsce kolegom. Jeden z nich (Joanna znowu nie wiedziała który) błyskawicznie zajął jego miejsce. Wszedł bez ceregieli wyprężonym kutasem w jej gorącą norkę. Joanna jęknęła czując penetrację kolejnego penisa. Mężczyzna położył się na Joannie i chwytając ją za ramiona, przetoczył się z nią przez bok. W ten sposób teraz ona była na górze. Leżała na nim. Cały czas czuła w sobie jego twardego penisa. Naraz poczuła, że do jej wypiętego tyłeczka przywarł trzeci facet. Wyciekająca z jej wnętrza wilgoć pokryła śliskim śluzem całe okolice jej szparki, wewnętrzną powierzchnię ud i odbyt. Właśnie tam skierował swojego penisa ten trzeci. Naparł delikatnie na jej cudowną pupcię. Dzięki wilgotnej dziurce wślizgnął się powoli do środka. Ciasny otwór dawał mu niezwykłą rozkosz. Zaczęli ją równocześnie posuwać. Joanna nie spodziewała się takiego rozwoju sytuacji. Od samego początku biernie jednak poddawała się zabiegom mężczyzn. Czując dwa penisy w sobie na raz teraz już zbliżała się do orgazmu. Pieszczoty jej nabrzmiałych piersi w wykonaniu obu mężczyzn przepełniły ten kielich. Ciało kobiety naprężyło się do granic możliwości, targnął nim potężny spazm rozkoszy. Napiął się każdy, najmniejszy nawet mięsień. Wtuliła się mocno w tego, który leżał pod nią. Jej gorący oddech zalał jego twarz. Nocną ciszę wioski rozdarł przeciągły, rozkoszny jęk kobiety. Henryk zaciskał zęby z bezsilnej wściekłości. Czując spazmy kobiety, którą rżnęli, mężczyźni dostali silny bodziec rozkoszy i też doszli. Prawie jednocześnie każdy wtłoczył w nią swoją dawkę gorącego, lepkiego nasienia. Sperma zaczęła wypływać z jej przepełnionych dziurek, czyniąc wszystko dookoła jeszcze bardziej wilgotne i gorące. Jeszcze przez chwilę ją posuwali potęgując i przedłużając wspólny orgazm tak długo jak tylko się dało. Dwa wyprężone do granic możliwości członki penetrowały jej drgające ciało. Joanna odchodziła od zmysłów. Zamknęła oczy. Poczuła, że leci, spada gdzieś w dół, razem z mężczyznami, z którymi jest spleciona. Przywarli do niej jak dwie wielkie, obślizgłe pijawki. Przywarli do jej najintymniejszych, kobiecych miejsc profanując to, co święte dla niej, dla jej męża. Niczym barbarzyńcy buszujący w świątyni, tak oni brutalnie wdarli się do jej królestwa. I brutalnie ją traktowali. Przy czym niezależna od nie reakcja jej ciała rozpalała ich zmysły. A świadomość, że oto kobieta, która jeszcze niedawno była jedną spośród innych niedosięgnionych, a atrakcyjnych współtowarzyszek wycieczki, jest oto bezsilna w ich kleszczach, nieprzyzwoicie wyeksponowana i z dziką żądzą przyjmująca ich penetrację potęgowała jeszcze bardziej ich pożądanie. Pomimo iż mieli już dawno orgazm i już dawno pozbyli się nasienia, ich penisy nadal twarde, nadal potężne, posuwały się w jej naoliwionych dziurkach z dużą szybkością maksymalnie głęboko penetrując jej rozpalone ciało. Spazmy kobiety ustały jakiś czas temu. Otworzyła oczy, przyszła nieco do siebie tylko po to aby przekonać się, że dzika orgia wcale nie ustała. Nadal jest w ciasnych kleszczach. Nadal ją posuwają. Nagle świat znowu jej zawirował. Tym razem jednak rzeczywiście spadała. Do tej pory tworzyli we trójkę orgiastyczną piramidę, właśnie runęła na bok. Teraz leżała na boku w środku między nimi. Ich kutasy wyślizgnęły się z niej dając odpoczynek jej zmęczonym organom. Przerwa trwała jednak tylko chwilę. Wstali, krzątali się chwilę przy półprzytomnej i rozkojarzonej kobiecie, po czym znowu poczuła, jak dwoje z nich sadowią się przy niej. Jeden z przodu, drugi z tyłu. Znowu była między nimi. Znowu do niej lgnęli. Znowu Czuła ręce spragnione rozkoszy jak na początku, gdy się do niej dobierali. Znowu gorąca, rozpalona i bierna czekała na dziką penetrację samczych kutasów. Poczuła pierwszego, tego z przodu. Wślizgnął swojego penisa do jej mokrej szparki na pół długości. Dreszcz rozkoszy przebiegł kolejny raz jej ciało. Wtedy drugi, śliski penis wsunął się pomiędzy jej pośladki. I dalej, głębiej. Trochę było mu trudno, ale stało się coś niespodziewanego. Trzeci mężczyzna klęczał u jej nóg. Joanna leżała na lewym boku. Podniósł jej prawą nogę do góry. Maksymalnie wysoko, eksponując szeroko jej krocze, wystawiając znowu jej delikatne dziurki na pastwę tamtych dwóch. Teraz już bez przeszkód pierwszy wszedł w nią na całą głębokość, a drugi też, wolniej ale zdecydowanie wślizgnął się w jej odbyt. Znowu zaczęli ją posuwać. Poczuła jak trzeci zarzuca sobie jej uniesioną nogę na ramię. W momencie, jak pierwszy wysunął się z jej muszelko, poczuła dotyk wyprężonego penisa tego trzeciego.
- O Boże - pomyślała.
Dobierał się do jej cipki. Na równi z pierwszym. Nie wiedziała czy to wytrzyma. Drugi cały czas posuwał jej śliską pupcię, a pierwszy z trzecim równocześnie napierali na jej mokrą muszelkę. Powoli, powolutku. Pierwszy wsunął się, ale zaraz z nim wsuwał się i trzeci. Delikatnie rozciągając jej gorące fałdy. Wsuwali się teraz razem do jej wnętrza. Uniosła biodra i rozwarła mocniej uda eksponując bardziej swą kobiecość i umożliwiając im głębszą penetrację. To co było wcześniej nazywała w myślach dziką orgią. Ale prawdziwa dzika orgia rozpoczęła się dopiero teraz. Każdy z nich posuwał ją tak energicznie jak tylko mógł. Rżnęli ją nie zważając na nic. Tylko w jednym celu. Zaspokoić tą dziką rządzę. Nasycić się jej ciałem. Zbrukać po raz kolejny jej intymne, kobiece miejsca. Każdy z nich był już po pierwszym wytrysku, więc drugi przychodził wolniej. Mieli więcej czasu aby rozkoszować się jej jędrnym ciałem, aby smakować seks z tą cudowną kobietą. Świadomość, że znowu ją penetrują była najsilniejszym afrodyzjakiem. Otwarta dla nich maksymalnie, mieli dostęp do każdego centymetra jej cudownego ciała. I korzystali z tego. Ich dłonie pieściły ją wszędzie. Włosy, twarz, szyję, jędrne i podatne na rozkosz piersi z dużymi obwódkami wokół sterczących w maksymalnym podnieceniu sutków. A także brzuch, biodra, uda. Jak tylko udało im się dosięgnąć, dłońmi wspomagali penetrację, pieszcząc jej rozpaloną łechtaczkę i doprowadzając ją do jeszcze dzikszej rozkoszy. Na zmianę całowali namiętnie jej rozchylone usta, szyję, ssali jej piersi. Joanna zaczęła ciężko dyszeć. Potem cichutko pojękiwać, głośniej i głośniej, aż całą wioskę przeszył znowu pełen seksu jęk rżniętej w najdzikszej orgii kobiety.

Henryk... No cóż... Henryk tylko się przysłuchiwał, gryząc wargi z wściekłości.

Ich wysiłki wynagrodziła kolejnym spazmatycznym orgazmem. Znowu czuli jej skurcze. Tym razem miała w swojej cipce dwa penisy równocześnie. W chwilę po tym eksplodowali prawie jednocześnie, przepełniając jej rozpalone ciało kolejnymi porcjami spermy, które cienkimi strużkami wyciekły z jej ciała. Jeszcze przez dłuższy czas posuwali ją, penetrując ją głęboko, jakby starając się zapamiętać każdy centymetr jej rozkosznego ciała. Z czasem jednak coraz wolniej i słabiej. Potem długo jeszcze leżeli tak razem zwarci, splątani, zespoleni w jedność, całując się delikatnie i wymieniając drobne pieszczoty. Aż w końcu zmęczeni dzikim seksem usnęli.

Henrykowi udało się na tyle poluzować rzemienie na nadgarstkach, że mógł zsunąć związane dłonie po słupie w dół i usiąść na ziemi. Dzięki temu i on miał możliwość się zdrzemnąć. Nic innego mu nie pozostało. Nad ranem wszystkich zbudziły jakieś głośne rozmowy. To tubylcy weszli do szałasu. Zobaczywszy swoich jeńców nagich, w splecionych pozach leżących razem na jednym posłaniu zaczęli wymieniać między sobą z uśmiechem głośne uwagi. Robert, Marek i Janusz, a przede wszystkim Joanna zerwali się z posłania zawstydzeni i zaczęli w pośpiechu ubierać. Tubylcy zdawali się być zadowoleni z takiego rozwoju sytuacji. Na mężczyzn nie zwracali jednak większej uwagi. Przyglądali się raczej Joannie. Patrzyli, jak kobieta z rumieńcem na twarzy, drżącymi rękoma niezdarnie, po części z zażenowania, a po części z pośpiechu zakłada na siebie bieliznę, spodenki i bluzkę. Odczekali jeszcze chwilę, aby założyła buty, po czym ujęli ją za ramiona i wyprowadzili z szałasu. Nie protestowała. Nie chciała za nic w świecie pozostać tu dłużej z tymi mężczyznami, którym w nocy uległa. Nie miała co prawda innego wyjścia, ale z drugiej strony nie przeżyła dotąd takiej rozkoszy. Targały nią sprzeczne uczucia. Nie wiedziała jak spojrzy mężowi w oczy. Musiał słyszeć wszystko, co się tu w nocy działo. Musiał słyszeć, jak ona jęczy z rozkoszy. Poszła szybko w asyście tubylców tam, gdzie ją prowadzili, w głąb wioski, mijając Henryka z opuszczoną głową. Nie spojrzała w jego stronę. Henryk obserwował ją, oddalającą się w milczeniu. Nic nie powiedział. Bo i cóż było w takiej chwili do powiedzenia?

Brak komentarzy: